niedziela, 15 października 2017

Kraków i książki






Kraków został Miastem Literatury UNESCO, o czym nie wiedziałam, przyjeżdżając tu, i w tej chwili też niewiele interesują mnie wszelakie jego tytuły. Ot, takie gadanie dla turystów, coś podobnego do knajp z wystrojem ,,hipsterskim" których pełno i na Starym Mieście, i na Kazimierzu,a  do których student raczej nie zagląda, bo i nie ma po co. Są miejsca turystyczne i studenckie i ten sam podział działa w kwestii imprez. Nie zaglądam do restauracji na Rynku i nie chodzę na wydarzenia, które dzieją się w popularnych miejscach w soboty, bo dniem studenckim jest czwartek, a miejscami te, w drodze do których trzeba pokonać co najmniej dwa zakręty i jedne strome schody. Muszę jednak przyznać, że Kraków rzetelnie się o ten tytuł postarał i wciąż dba o nieskalaną opinię ,,miasta literatury". Na poziomie turystycznym i studenckim.
   Ale co z tymi książkami? Wszystko. Są dosłownie wszędzie. Na Grodzkiej (główna ulica idąca w stronę Wawelu) szybciej dostaniesz książki w kilku językach niż bułkę. Książki nowe, używane, do kupienia, wypożyczenia, wymiany, brzydkie, ładne, literatura piękna i podejrzany szajs. Nie wiem jak w tym mieście radzą sobie ludzie nie lubiący czytać. Ale zróbmy ładną listę:
1. Księgarnie
Pierwsze, co przychodzi mi do głowy to takie zwykłe, typowe księgarnie. Tylko nie Empik - jest jeden na Floriańskiej, ale pełni chyba głównie funkcję ozdobną, bo książek za dużo to tam nie ma. Właściwie to nic tam nie ma. Do tego Floriańska=szajs dla turystów. I żaden szanujący się student polonistyki nie powie, że kupił to a to w Empiku (choćby nawet to zrobił). Na Rynku był też Matras, ale po niechlubnej awanturze o niepłacenie czynszu zamknięto go. Szkoda, wystawę miał zawsze dobrą, mimo że to sieciówka. Było chociaż widać, że tam książki sprzedają. W bocznej ulicy (Szewskiej, czyli ulicy kebabów i hot-dogów) można natknąć się na zaganiaczy taniej książki. Jest tam księgarnia dość znanej serii Tak Czytam. Wystawę mają wybitnie niezachęcającą (książki typu: ,,Jak żyć zdrowo i kolorowo", ,,Jak zostać rekinem biznesu", ,,Odchudzanie z gwiazdami" itp.) i wnętrze też takie sobie, ale jak na tanie czytadła są prawie bezkonkurencyjni. Najlepszą tania książką w mieście jest chyba ta na Grodzkiej (nie mam pojęcia, jak się nazywa, wszyscy mówią po prostu ,,tania książka na Grodzkiej"), Trafiłam na nią już pierwszego dnia w Krakowie i od tego czasu przepuściłam tam niemały hajs. Mają kilka działów: od wejścia literaturę piękną i lektury, potem literatura naukowa, albumy, religia, historia, filozofia, na końcu typowe powieści i przewodniki, względnie książki kulinarne. To naprawdę ogromna księgarnia i można tam dostać prawie wszystko: moje zdobycze zaczynają się od dziwnej książki przygodowej a kończą na miniaturowym wydaniu Mickiewicza i podręczniku do nauk pomocniczych historii (nie studiuję historii, po prostu lubię czytać o pieczęciach). Do tego po drugiej stronie ulicy znajduje się moja ukochana naleśnikarnia, więc dobrze przeżyty dzień mogę zamknąć w obrębie tych dwóch miejsc na Grodzkiej. Albo iść poczytać u podnóża Wawelu, w moim ulubionym miejscu pod taka małą, pękatą basztą. Niestety, księgarnia na Grodzkiej jest miejscem absolutnie wciągającym, i siebie oraz członków mojej rodziny, którzy raz mnie odwiedzili, musiałam wyciągać stamtąd groźba i siłą. Czasami pomaga przechodzenie na drugą stronę ulicy, kiedy tamtędy idę, ale zazwyczaj pokusa ,,chociaż pomacam" jest silniejsza.
2. Antykwariaty
Dziele je na dwie kategorie, z czego jestem bardzo dumna. Wreszcie mieszkam w mieście, w którym jest więcej niż jeden antykwariat! Ba, jest ich tak dużo, że można je grupować... Pierwszą są te biedniejsze (co nie znaczy - mniej interesujące). Zazwyczaj znajdują się w maleńkim pomieszczeniu na końcu jakiejś starej, zapyziałej kamienicy. Na ich wyposażenie składa się: trochę popularnych lektur w wydaniach z PRL-u (te najgorsze, rozpadające się), bardzo dziwne książki bez sławy, okładek i miejsca wydania, piękna kolekcja dzieł o wojskowości/historii/polityce/ innej pasji właściciela i dwóch lub trzech fascynujących antykwariuszy. Książek kupuję tam mało (tylko Kopalińskiego, bo mnie zauroczył, i Mickiewicza, bo się śpieszyłam) ale przychodzę tam dla prowadzenia/podsłuchiwania rozmów pracowników. Kiedyś w bardzo starym i bardzo zapyziałym antykwariacie zapytałam o ,,jakąś książkę o bunkrach dla taty". Zajmujący się tym przybytkiem starszy pan zerwał się z krzesła i zaprowadził mnie do magazynu (pokój w kamienicy zapełniony książkami tak absolutnie, że prawie zaginał czasoprzestrzeń). Buszowałam tam z godzinę, kichając wśród zmasowanych ataków kurzu i pleśni, ale znalazłam tam więcej książek historycznych niż w moim domu, a to już sztuka. Przy okazji wysłuchałam opowieści antykwariusza o wojennych losach jego rodziny i poszukiwaniach, które teraz prowadzi, by zbudować piękne drzewo genealogiczne. Książki o bunkrach nie znalazłam, ale za to kupiłam Kopalińskiego ze zniżką. Uwielbiam ludzi z pasją historyczną i z prawie każdym znajomym zaczynam kiedyś rozmowę w stylu ,,to skąd pochodzi twoja rodzina"? W antykwariatach pasjonatów nigdy nie brakuje, czasami lepiej nawet się nie wtrącać, o nic nie pytać tylko zaszyć się między regałami i nie przeszkadzać, bo tu właśnie jacyś młodzi historycy próbują rozliczyć się z nasza trudną historią. A gdzie prowadzić takie rozważania, jak nie wśród starych książek? 
    Druga kategoria ma nawet swoja profesjonalną nazwę - antykwariaty naukowe. Obecnie gatunek na wymarciu, w Krakowie wciąż dość licznie reprezentowany. Niestety, nie mam dość odwagi by wejść tam ,,tylko pooglądać" ani dość hajsu by wyjść z tą jedyną, wymarzona książką, więc ograniczam się do oglądania wystaw. Czego tam nie ma! (Zwykłych książek...) Cudeńka przed stu i więcej lat, oprawione w skórę, złocone, tłoczone, drukowane u Anczyca, ilustrowane przez Wyspiańskiego. Na stronach tytułowych nazwiska, o których uczyłam się na uniwersytecie, nie tylko polskie, ale też niemieckie, francuskie, włoskie... Po ramce delikatnie odciśniętej w starym papierze poznaje, które są ilustrowane jeszcze miedziorytami. Jako skromny, polski student rzadko mam okazję oglądać takie cuda (ba, wręcz rzadko oglądam w ogóle ładne książki)  - może na specjaliście nie wywarły by większego wrażenia. Ale ja patrzę na nie jak mały chłopiec kilkadziesiąt lat temu patrzył na Fiata sąsiada. Mają też książki nowe, powinni w końcu mieć coś naukowego, ale w to nie wnikałam już zbyt głęboko, bo też ta nazwa bywa myląca. W każdym razie nie znajdziesz tam czytadeł. Biografie mniej znanych twórców, książki o sztuce, architekturze i literaturze, poezja. Właściwie wszystko, czego potrzebuje bardziej wyrobiony czytelnik albo po prostu człowiek szukający czegoś mądrego, a nie łatwego. Więc stoję przed tymi szybami i wzdycham - może dostane to gdzieś taniej? Albo spisz szybko tytuł i poszukaj w Bibliotece Jagiellońskiej, na pewno będą mieć.
3. Kawa i książki
Kawa, książki i Kraków zaczynają się na tą samą literę, można więc powiedzieć, że w ,,k" zamyka się wszystko, co uwielbiam (ale może lepiej nie, bo na ,,k" zaczyna się zbyt wiele słów i ktoś mógłby to źle zinterpretować. Np. że lubię karkówkę). Do tego jakiś dobry człowiek wpadł na pomysł, by te trzy ,,k" połączyć (nie mam na myśli karkówki!) i stworzyć kawiarnię, w której można czytać książki, albo księgarnię, w której można pić kawę (zależy, czego jest więcej w danym lokalu). A przy okazji tego picia i czytania można jeszcze wstąpić do pobliskiego teatru, pograć w planszówki, wziąć udział w dyskusji filozoficznej albo posłuchać artystów deklamujących wiersze. Właśnie w takich kawiarnio-księgarniach odbywają się najlepsze spotkania, imprezy kulturalne, dyskusyjne kluby książki i wszystko co związane jest z kulturą, a wymaga sali z wygodnymi krzesłami. To też idealne miejsca by przyjść na kawę całkiem samemu, zaszyć się na miejscu jednoosobowym (absolutnie jedyny typ lokali, w którym widziałam takie pojedyncze stoliki) i spędzić miły wieczór z książkami, których nie masz w domu albo po prostu tego dnia nie wziąłeś ich ze sobą. Doceniam bardzo. takie miejsca znajdziecie na Kazimierzu, na Brackiej czy też całkiem blisko Grodzkiej. I ostrzegam - to nie jest ostatni post o krakowskich kawiarniach. Myślę, że już niedługo powstanie Kraków i kawa, tylko muszę uzbierać fundusze (znaczne) do celów badawczych (badania jakości podawanej kawy). 
 4. Książki z ulicy
Na ulicy w Krakowie możesz zostać okradziony, zaczepiony przez menela albo namawiany do kupna róży za 10 zł, ale możesz też kupić książkę. Z tego co wiem najsławniejszy jest stragan pewnego starszego pana, niezmiennie zajmującego ławkę na Plantach w pobliżu wydziałów polonistyki, historii i prawa. Pan jest bardzo sympatyczny, swoje książki codziennie przynosi w wielkim, górskim plecaku i rozkłada na turystycznym stoliczku. Ma głównie lektury kuszące pędzących tamtędy na zajęcia studentów polonistyki, więc bardzo ambitny przekrój dzieł. Kupiłam u niego ,,Księdza Marka" w wydaniu Biblioteki Narodowej (słynna BN-ka) i prawie codziennie zatrzymuję się, by rzucić okiem na nowe książki, a tu straszą mnie różne Pascale, Ingardeny i inne cuda, o których na szczęście jeszcze nic nie wiem. Czasami pan sprzedawca siedzi w towarzystwie drugiego pana o bardzo podobnej aparycji i prowadzi długie, naukowe rozmowy. Mniej ambitny repertuar mają na stoisku w przejściu podziemnym koło dworca (to pierwszy przystanek ludzi idących z dworca na Stare Miasto). Odradzam, chyba że szykuje wam się 8-godzinna jazda pociągiem i nie macie nic do czytania, wtedy ten kiosk ratuje od śmierci z nudów. Podobne wędrowne stoisko znajduje się na moim osiedlu, pod Biprostalem (taki sławny wieżowiec). Nie wiem, z czego się utrzymuje, bo sprzedaje głównie PRL-owskie szmiry rozpadające się w rękach. 
*
Tyle dowiedziałam się przez rok. Od książkowych rajów w dobrych antykwariatach, przez Empikowy czyściec aż do szajsu porozstawianego po bramach. Każdy znajdzie coś dla siebie, od wytrawnego czytelnika po osobę potrzebującą książek, by wysuszyć sobie buty. Zwiedzając Kraków warto nie tylko robić zdjęcie Kościoła mariackiego widzianego przez obwarzanek (autentyk) ale też porozglądać się za książkami. Na pewno gdzieś tam się czają, one albo ich zapowiedzi na afiszach i tylko czekają, żeby chwycić cię w swoje szpony. 

6 komentarzy:

  1. Ja to uwielbiam antykwariaty. Książki kupuję rzadko, wolę kupować płyty, bo do nich zawsze wracam, książki czytam zwykle raz. Jak kupię to po prostu sobie stoją i ładnie wyglądają. Tym bardziej chętnie korzystam z tańszych alternatyw niż księgarnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie za te książki uwielbiam Kraków :) byliśmy tam zaraz po ślubie i zamiast zachwycać się sobą i swoją miłością to się zachwycaliśmy antykwariatami :D ale co zrobić, jak się dwoje bibliofilów ze sobą hajtnęło ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to co zrobić, cieszyć się i gromadzić książki :D

      Usuń
  3. Szkoda, że mam tak daleko do Krakowa. Klimat tego miasta, bardzo,ale to bardzo mi odpowiada.
    P.S. Mam teraz blog zamknięty dla ogółu, możesz podać maila, to wyślę Ci zaproszenie, ale wpisując stary adres możesz sama się zaprosić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi jak raj! Coś fantastycznego. Kraków w ogóle ma bardzo literacki klimat, całe miasto jest jakby przesiąknięte sztuką i historią. Uwielbiam tę atmosferę, zawsze jak mam okazję być w Krakowie (niestety daleko :() to się nią napawam, spacerując uliczkami.
    O, naprawdę zamknęli tego Matrasa? Kurczę, nie wiedziałam. Ostatnio jak byłam w Krakowie to właśnie zachwycałam się, że sieciówka, a taki wybór i klimacik, do tego w budynku z taką księgarnianą historią. No i ta kawiarenka z salami Miłosza i Szymborskiej. Można było posiedzieć w wygodnym fotelu z herbatą i przeglądać stosik książek. Szkoda.
    Ach, Empik. Ta. Niby tam tak dużo, a tak naprawdę strasznie, okropnie mało. Zależy też od salonu, ale w większości z tytułami rzeczywiście marniutko. Ale cwaniaki niektóre tytuły sobie rezerwują i można kupić tylko u nich (zwłaszcza jakieś nowe, atrakcyjne wydania, np. ,,Zabić drozda" w nowym wydaniu czy jakieś bestsellery). Frustruje mnie, że przez sieciówki coraz mniej jest małych księgarni - klimatycznych, z książkami wybieranymi przez właścicieli, prowadzonych z ogromem serducha i pasji.
    Antykwariaty są szalenie klimatyczne - te stosy książek zapełniające cały pokój, stare wydania, perełki... ach! W ogóle uwielbiam przeglądać stare książki, wydania sprzed wielu lat. Raz w bibliotece szkolnej znalazłam wydanie sztuk Moliera bodajże z 1912 roku. Z żadną wypożyczoną książką nie obchodziłam się aż tak ostrożnie! Tłumaczenie Boya. Jeszcze pisano ,,xiążę" i ,,Zamoyskiego" ♥ Cudeńko. Nie dość, że Molier, to jeszcze w takim ładnym wydaniu, ach (które to moje ,,ach" w tym komentarzu? :D).
    W Gdańsku zdecydowanie nie ma aż tylu fajnych miejsc związanych z książkami, aczkolwiek jest sporo klimatycznych kawiarni z regałami pełnymi książek. Z księgarni to ja uwielbiam ,,Firmina" przy Teatrze Wybrzeże, widać, że z rozmysłem dobrane tytuły, dużo literatury pięknej, klasyków, poezji, wartościowych, ślicznie ilustrowanych książek dla dzieci, literatury obyczajowej, publicystyki, opracowań na rozmaite tematy (od kimona, przez mitologię, aż do historię mody), albumów malarskich, większość przepięknie wydana. Do tego odbywają się tam jakieś wydarzenia dla dzieci. Fantastyczna sprawa ♥ Jeszcze jest jedna fajna księgarnia w Śródmieściu na Aksamitnej, też dobry wybór, kojarzę również dwa antykwariaty, jeden we Wrzeszczu, drugi nad Motławą (tam widziałam parę wydań nawet z XVIII wieku, sporo też starych czasopism o morzu oraz starych książek o Gdańsku i jego historii).
    Czekaj, a ta tania książka to przypadkiem nie Dedalus? To nasz stały przystanek, kiedy przyjeżdżamy do Krakowa, zawsze wracamy z czymś fajnym, co udało się upolować :D A często da się upolować świetne rzeczy!
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem prawdopodobne, że to Dedalus, jutro sprawdzę jak będę tam szła :D Problem z Empikiem polega też na tym, że nie tylko wykańcza konkurencję, ale też wydawnictwa. Ceny za reklamowanie w nim książek są horrendalne, a przecież ludzi kupią tylko to, co jest im podstawione pod nos w Empiku. W ten sposób książki stają się jeszcze droższe, bo wydawnictwa muszą dodać ten wydatek do ceny każdego egzemplarza. Do tego Empik strasznie zwleka z wypłacaniem wydawcom należności, więc nie mają pieniędzy na następne książki. Dlatego jak przyszły pracownik wydawnictwa staram się tam nie kupować i nie napędzać tego giganta, a jeżeli kupuje już nową książkę, to na stronie wydawnictwa. Wtedy dostaje ono pieniądze natychmiast i może wydawać kolejne fajne rzeczy.

      Usuń