niedziela, 5 marca 2017

Wszystkie odcienie błękitu i brudna biel




Na południu wiosna zaczyna się trochę wcześniej i od razu z przytupem. Na Stare Miasto ciężko się wcisnąć, na Wawelu takie tłumy, jakby król wezwał pospolite ruszenie.  Na Zakrzówku jest prawie pusto. Białe, pionowe ściany wapienia tchną upałem i spokojem, niezauważalnie przecinają wodę. Na szczytach tych fiordów pną się w górę brzozy. W osuwiskach siedzą studenci, czepiając się fragmentów wapienia schodzą do tafli wody, z ptasią gracją, pewni siebie i nieśmiertelni. Przeglądają się w szmaragdowej toni. Chociaż w tamtym momencie, nad jeziorem nie pomyślałabym ,,szmaragdowej" tylko ,,malachitowej" bo przypominają mi się ,,malachitowe łąki morza" Baczyńskiego. 
    Wędruję z Olą Viagrą, studentką geografii, pochodzącą, tak jak ja, z Bydgoszczy, a sercem, też tak jak ja, z Krakowa. Po dzikich miejscach lepiej wędrować w towarzystwie, a zalew na Zakrzówku jest teraz dzikiem miejscem. Ja ciągnę ją, ona ciągnie mnie i jakoś zdobywamy te fiordy, starając się ani nie patrzeć w dół, ani nie wyrżnąć się na stromej ścieżce. 
    Skąd to cudowne jezioro w samym sercu Krakowa? Jeszcze sto lat temu była to mała wieś, Zakrzówek.  Potem włączono ją do miasta. Pewnie przez kamieniołom wapienia, który posiadała. Mogła się przydać. Przez prawie cały XX wiek wydobywano tam wapień, tworząc gigantyczną wyrwę w ziemi i zwalając dookoła nierówne, pagórkowate hałdy. Jak się tam pracowało, wciąż głębiej pod ziemią, a jednak widząc niebo? Wreszcie w 1990 zdecydowano o zalaniu kamieniołomu wodą. Właśnie dzięki temu pochodzeniu wygląda tak niesamowicie, jak żadne inne jezioro. Z każdym krokiem przekonuję się, że ludzie też są w stanie stworzyć coś pięknego jak sama natura. Na hałdach wyrósł las. Woda jest czysta i lśniąca, ten niezwykły kolor też widziałam tylko w zalanych kamieniołomach. 
    Wreszcie odchodzimy trochę od brzegów jeziora i siadamy na trawiastym szczycie skarpy. Widać stąd bez mała cały Kraków - Wawel jak zawsze góruje nad wszystkimi budowlami, zdaje się lewitować nad miastem niezależnie od tego, z jakiego miejsca się na niego patrzy. Wyróżniają się też dwie wieże kościoła Mariackiego. Potem jestem w stanie rozróżnić nawet Biprostal, wieżowiec w pobliżu mojego akademika, i wściekle żółty wydział informatyki AGH. Powietrze jest czyste i jest w tym jakaś moc. Na to słowo natychmiast zaczynam myśleć o Mickiewiczu.
* * *
     To człowiek chyba najbardziej skrzywdzony przez system edukacji. Jednocześnie towarzyszy nam przez całą naukę i cały czas stoi z boku. Niby wieszcz, ale niedoceniany i niezrozumiany. Jeżeli miałabym kiedyś zyskać nieśmiertelność, to oby nie taką jak Mickiewicz. To przerażająca ironia losu że człowieka, który czuł tak bardzo, teraz nikt nie czuje. Idąc dalej za stylem Mickiewicza - może właśnie to jest kara za nadmierne przeżywanie? Eh, przecież nawet mnie dał radę wzruszyć dopiero teraz, jak zwykle - przypadkiem. Po prostu trafiłam na tomik jego poezji w taniej książce, tak słodki, kieszonkowy, w białej okładce. Taki maleńki i uroczy, że nawet nie lubiąc autora, musiałam go kupić. Kupiłam i przepadłam. 
    Całkiem inny jest ten Mickiewicz, którego ciumkałam znużona w szkolnej ławce, niż ten, którego czytałam na głos w słoneczny poranek, siedząc u stóp Wawelu. Jego poezja ma w sobie jakąś moc. Motywuje, rozczarowuje i przeraża. Pamiętam wykład z romantyzmu na którym profesor opowiadał o Mickiewiczu. Czuliśmy w tym wyrzut. Coś nam mówiło, że my też powinniśmy tacy być, powinniśmy zmieniać rzeczywistość i stwarzać nową, że powinniśmy, kurka, być młodzi. Mickiewicz postawił poprzeczkę bardzo wysoko i nie wiem czy którekolwiek pokolenie humanistów czytało go bez wyrzutów sumienia - kim on był w moim wieku, a czym ja jestem. On pisał ,,Odę do radości" a ja nie umiem nauczyć się na historię literatury. Z drugiej strony - sam Mickiewicz nie demotywuje. To nasze ambicje i sumienia szepczą, że jesteśmy leniwymi bułami bez talentu. Jego poezja próbuje na siłę chwycić człowieka za ręce, przypiąć skrzydła i wyrzucić za okno. Czytam tą małą książeczkę prawie codziennie, bo właściwie nie wyjmuję jej z kieszeni. W autobusach, na plantach, na wydziale czy na rynku. Te kilka wierszy młodego człowieka z innej epoki dokonało tego, czemu nie podołała masa blogów, reklam, namów przyjaciół i internetowego ,,kołczingu". 
    Nie lubię, kiedy ktoś mnie motywuje, bo ta jego motywacja jest zazwyczaj brzydka i uderza w całkiem niewłaściwe struny. Posty na blogach czy motywujące obrazki wyglądają jak kopiowane z jednego źródła, nie ma w nich żadnych własnych słów. Są bez charakteru i bez stylu, przesłodzone i zbyt radosne. Namawiają, ale sięgając tylko do najpłytszych warstw świadomości. Posługują się najprostszym sloganem, który każdy zrozumie i zapamięta. I ciągle sugerują, że moje życie powinno kręcić się wokół ,,wierzenia w siebie" i ćwiczenia swoich mięśni. Zgroza. 
     Czytając Mickiewicza mam wreszcie ochotę żyć. On nie odwołuje się do tępej siły, którą w większości gardzę, ale do intelektu. Każe w tej chwili stwarzać, zmieniać, łamać się ze słabością, szaleć i ginąć. Te czasowniki mogą znaczyć wiele rzeczy - mogę tworzyć siedząc przy biurku albo balansując na drabinie, mogę zmieniać się przez medytacje w łóżku i ekshibicjonistyczne wystąpienia na Starym Mieście. Mogę nawet codziennie czytać te wiersze inaczej i rozumieć w inny sposób. Ale przy całym nawoływaniu do wysiłku umysłowego są one tak żywe, tak potężne i czasownikowe, że wręcz wymagają byś wstał i szedł. Jak dobra muzyka w rytmie marsza pchają cię na miasto. W ten sposób sam dochodzisz do wniosków - być może jestem jedynym człowiekiem, na którego wczesna twórczość Mickiewicza zadziałała właśnie tak. Ale zadziałała. Ja, która na wiosnę jestem słaba, tradycyjnie chora na zatoki i śpiąca o 20 wieczorem - mam siłę. Mam siłę na zamiar, który chcę wypełnić. Codziennie kłócę się własnym ciałem, zmuszając je do zadań,  czasami bezsensownych ( ,,spaać!" ,, w życiu! bierzemy latarkę i idziemy na Kopiec Kościuszki!"). Ale to próba sił, ona nie musi być logiczna. Korzystam z całości doświadczenia człowieka, którego dawano mi jako ,,klasyka" tak długo, że zapomniałam właściwego znaczenia tych strof:

"W ksiąg greckich, rzymskich setki
wlazłeś, nie żebyś gnił
byś bawił się jak Greki
a jak Rzymianin bił."

Potęga jednego człowieka, potęga tej właściwszej stolicy Polski, potęga gór na horyzoncie. Łatwo poczuć się bardzo małym nad tym jeziorem. Zwłaszcza, że pod taflą jego wody drzemie, tak jak w głębi Świtezi, ogrom ludzkiej pracy, zmęczenia, zniechęconego spoglądania w niebo i przeklinania na niską dniówkę. I ktoś tam kiedyś też siedział z książką w ręku i może też szukał swojej siły w literaturze. 
* * *
Autorką zdjęcia jest Ola Viagra, chwała jej za pełne poświęcenia wychylanie się przez dziurę w płocie i załapanie tego cudownego koloru wody. 
Cytat pochodzi z ,,Pieśni Filaretów".
To nie koniec moich postów o Mickiewiczu, he he.


11 komentarzy:

  1. piękne zdjęcie i piękny opis, sama bym się chciała tam udać, podziwiać kolor wody, klify i brzózki!
    mnie Mickiewicz z kolei nie motywuje, raczej nie należy do pisarzy, którzy mi otworzyli oczy. nigdy nie nauczyłam się czytać Mickiewicza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Romantyzm dopiero przede mną, ale jeśli wzbudzi we mnie choć połowę Twojego entuzjazmu, to będę szczęśliwa. I gdy przyjdzie już na niego czas, to z pewnością spojrzę na Mickiewicza łaskawszym okiem :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdjęcie przykuwa wzrok. Cudowne jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, jakby było więcej światła, to bym obstawiał jakieś dzikie zakątki San Marino... XD

      Usuń
  4. No tak, w porównaniu do Mickiewicza jesteśmy bez talentu. A jak dodamy do tego bycie leniwą bułą, to już pies pogrzebany. Fajnie, że odkryłaś twórczość Mickiewicza, może też go kiedyś prześwietlę w utworach spoza podręczników? Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie prześwietlaj, romantyków się nie wrzuca pod roentgen tylko przeżywa sercem :D

      Usuń
  5. Bardzo ładnie uchwycony obraz jeziora, a jeśli chodzi o utwory Mickiewicza, to mam wrażenie, że lepiej je odkrywać poza szkołą, bez przymusu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mogę się doczekać, aż przy okazji wizyty w Krakowie pojawię się w Zakrzówku. Jest tyle pięknych zdjęć stamtąd ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. W pierwszej chwili myślałam że to zdjęcie z jakichś odległych azjatyckich zakątków, a przecież Zakrzówek znam bardzo dobrze.
    Co do literatury, polska szkoła raczej do niej zniechęca, zabija kreatywność i wolną interpretacje. Takie mam wspomnienia. Zatem jeśli czytać Mickiewicza to tylko z dala od szkoły.

    Pozdrawiam
    Franky Bronky

    http://frankybronky.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz, bardzo mi się podoba to, co tutaj piszesz.
    Mnie też nie łapią coatchingowe motta i motywujące, tryskające energią teksty.
    Nie wiem. O wiele bardziej trafia do mnie mądry człowiek, który pisząc o swoim życiu, czy o czymś zupełnie innym, popycha mnie, żeby żyć "jak należy". Bo jest autentyczny i staje się takim autorytetem. Że chcę też taka być, o.
    Jestem nogą w interpretowaniu wierszy. Nie potrafię. Ale jeśli Mickiewicz to faktycznie taki wieszcz, którego można poczuć, to ja bym bardzo chciała spróbować. Zdecydowanie. Często trafia do mnie miło brzmiąca strofa albo strofa, której kompletnie nie rozumiem, ale mnie porusza. A ten fragment, który umieściłaś jest cudowny. Czemu więc nie?
    Czy ten Twój tomik jest "zdobywalny", czy raczej nie ma szans?
    Pozdrawiam serdecznie! (piękna rzecz, ten Kraków ^^)

    OdpowiedzUsuń