poniedziałek, 20 lutego 2017

Obawiam się, że jestem brzydki - wyznanie estety



Bycie estetą, a wręcz estetycznym szaleńcem nie jest łatwe...

Bo co to jest - estetyzm? I kim jest esteta? To człowiek, który widzi więcej, ale przede wszystkim bardziej odczuwa to, co widzi. Piękno i brzydota są kluczowymi pojęciami w jego życiu i nie boi się ich używać, a także podejmować wyborów według nich. To człowiek, który chciałby służyć tylko pięknu, ponieważ sprawia mu ono niesamowitą przyjemność i frajdę, z kolei brzydota wydaje mu się przedsionkiem piekła. To gość, który przesadza.
   Czasami przez swój estetyzm robię rzeczy nieracjonalne. Kupuję beznadziejny szampon, bo pasuje stylistyką do żelu pod prysznic. Zdzieram etykiety, które uważam za brzydkie i potem przypadkiem myję włosy żelem pod prysznic. Albo twarz szamponem (no, tu już pojechałam...) Plecak i piórnik zawsze wybierałam godzinami, a potem byłam nieszczęśliwa, bo zasobność portfela rodziców zmuszała mnie do noszenia rzeczy brzydkich. Do tej pory nie mam kosmetyczki, bo żadna nie była dość ładna.
    Bycie estetą to przede wszystkim przymus mieszkania w brzydkim świecie i nie gonienia nikogo z siekierą. Całe dzieciństwo nosiłam brzydkie ubrania (pamiętajcie, że to były lata 90'), mieszkałam w brzydkim pokoju, chodziłam do brzydkiej szkoły w kolorze podeptanej bezy. Widziałam miliony brzydkich ludzi: tych wiejskich dziuń, którym fałdy tłuszczu wystają zza paska obcisłych biodrówek z paskiem ozdobionym cekinami. Kobiet z pomarańczowymi, obsypującymi się twarzami i dorysowanymi brwiami. Krzywo zapiętych guzików. Rajstop z maleńką dziurą. Koniuszków palców wystających górą czerwonych szpilek. Źle sterczących rzęs z kulkami taniego tuszu. Pomarańczowych koszulek do fioletowych spodni. Bluzek, na których były narysowane inne bluzki. Krótkich spodenek w palmy. Robi mi się niedobrze, kiedy to wszystko wymieniam, a co dopiero, kiedy widzę. A jestem bardzo uważnym obserwatorem i każdy jeden źle ułożony włosek natychmiast zwróci moja uwagę i będzie wracał do mnie w koszmarach. 
   Mieszkam w akademiku, więc o brzydkich wnętrzach mogłabym napisać całą litanię.  Te domki z beżowymi ścianami, bez gustu i smaku. Te pola identycznych bliźniaków, jak dla jakiejś armii robotów. Nawet kościoły, zwłaszcza te współczesne, tak często mnie zawodzą.
    Większość ludzi na studiach nie nosi już na szczęście piórnika, ale to jeden z najbrzydszych elementów szkoły. Nawet linijka może być brzydka. Widziałam nawet obrzydliwy cyrkiel. Brzydkie piórniki i odrapane ławki.
   Tak naprawdę wszystko może być boleśnie brzydkie. Każdy szczegół, każdy detal może przyprawić o obrzydzenie i chęć wypisania się z tej imprezy. Zmuszam się, żeby nie oceniać po pozorach. Znam wielu wspaniałych ludzi, którzy mieszkają w obrzydliwych melinach, bo po prostu im na tym nie zależy. Ludzi, którzy ubierają się jak patologia, bo po prostu wkładają pierwszą lepszą rzecz i wychodzą. Nie są estetami, więc nie muszą się tym przejmować. Rozumiem to, ale nawet szacunek do człowieka nie sprawi, że przestanie mnie obrzydzać jego brak estetyki. Ta dwoistość jest bardzo uciążliwa i prowadzi do smutnych sytuacji, kiedy człowiek, którego podziwiam jak dzieło sztuki okazuje się być tępym bucem. 
   Tą nadwrażliwość na brzydotę wynagradza mi całkowicie nadwrażliwość na piękno. Idealnie rozwieszone pranie. Umyte, błyszczące naczynia w srebrze i bieli. Moje ubrania, zamknięte w dwóch kolorach: czarnym i bordo. Gustownie ubrana dziewczyna na ulicy. Przystojny student w dobranej marynarce albo koszuli i szelkach. Tak niewiele trzeba, żeby poprawić mi humor na pół dnia. Nawiasem mówiąc, elegancko ubrani mężczyźni to moja wielka, estetyczna słabość. A stroje a la wujek Zdzisiek  na weselu przyprawiają mnie o mdłości (dlatego nie cierpię wesel. To jedna z imprez, która z założenia jest brzydka.)
   Jedyną rzeczą, która zawsze jest obłędnie piękna jest przyroda. Nie widziałam jeszcze brzydkiego drzewa ani nieestetycznej łąki. Chodząc po lesie albo parku przeżywam każdy krzak, każde karłowate drzewko, prawie że każdy kamień. Spacer na łonie natury to nagroda za całe tygodnie życia w brzydocie i beznadziei. Nawet mokre gołębie na rynku nie są brzydkie. Piękna jest cała architektura średniowieczna i ludowa, bo należy właściwie do świata natury. Kamienne katedry wyglądają, jakby pewnego dnia po prostu wyrosły z ziemi, a teraz powolutku w nią powracają.
   Estetyzm pomaga mi dokonywać wyborów. Oczywiście, rozpowszechniłam wersję że poszłam do tej szkoły bo miała dobry poziom, ale tak naprawdę chodziło o jej budynek z czerwonej cegły i położenie nad otoczonym drzewami kanałem. Piękna szkoła gwarantowała dobrze przeżyte liceum, bo też jak można narzekać, kiedy za oknem płynie srebrząca się woda? Ze studiami było tak samo. Nie wiem, czy UW nie jest lepszą uczelnią niż UJ, ale Kraków jest piękniejszy niż Warszawa, więc nie musiałam mieć żadnych innych dowodów. Jak możecie się przekonać na tym blogu, gród Kraka to mój ideał miasta i nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej. Mogę po nim wędrować godzinami. Codziennie budzę się i na nowo nie wierzę, że naprawdę studiuję w Krakowie.  Każdą wolną chwilę między zajęciami wykorzystuję na spacer po rynku - przywitać się z Mickiewiczem, pogadać z gołębiami ( mendy są rozmowne zwłaszcza jeżeli trzymasz w reku obwarzanka), ucieszyć się na widok kościoła Mariackiego. Nie umiem nie cieszyć się na widok gotyckich kościołów, co prowadzi czasami do absurdalnych sytuacji. Tak samo zawsze cieszą mnie Planty (drzewa + Kraków) więc obojętnie jak bardzo jest 8 rano i jak straszne kolokwium mnie czeka, kiedy wysiadam z tramwaju i wchodzę na Planty, jestem nieadekwatnie szczęśliwa. Piękna droga do szkoły to najlepszy sposób na pokochanie edukacji. 
    Z estetyką to jest tak, że każdy ma inną. Dwoje estetów absolutnie nigdy się nie dogada w całości. Owszem, są rzeczy obiektywnie piękne: niebo, morze czy greckie kolumnady. Ale cała reszta to szalony subiektywizm. Byłam estetą, kiedy ubierałam się jak menel, a moje zeszyty przypominały papier toaletowy, bo ten strój i te zeszyty były starannie zaplanowane i uprzednio zniszczone. Teraz idę w kierunku estetyki bardziej średniowiecznej, podobają mi się rzeczy bardzo stare, naturalne i wytrzymałe. I wcale nie gryzą mi się te suknie w kolorze średniowiecznej zieleni z żywą wciąż estetyką brudasa i ponadczasowością tego, co określamy słowem kawaii (bo zawsze byłam i jestem trochę kawaii). 
   Jest jeszcze jedno przekleństwo estetyki: ciągła świadomość, że możesz być dla kogoś nieestetyczny. Idąc za swoim ideałem piękna, wchodzę na czyjeś pole brzydoty i staję się przyczyną jego estetycznego cierpienia. Tak jak ja nie mogłam znieść sukienek w kwiatki, tak moja polonistka nie mogła przeżyć mojej obszarpanej teczki. To okropne, że bez złej woli krzywdzisz ludzi takich jak ty, którzy mogliby cię najlepiej zrozumieć - gdybyś nie był taki brzydki. 

16 komentarzy:

  1. Aż napisze komentarz. Jakby co to tutaj Chaber - nie jestem wylogowana z konta, które śluzy mi do fanfiction.
    1 Od kiedy ty używasz słowa Kawaii - za dużo zemna przebywasz i od kiedy ty tez jesteś troche slodka???????
    2 Estetyka ... Tak można wiele pisac ale to zależy od osoby, ja w zyciu bym się nie ubrała jak ty a ty jak ja. Wiesz, że nasze style sa zupełnie inne Właśnie jak ty mnie oceniłaś???? 😜
    3 Nienawidzę brzydkich miejsc. Mieszkałam w wieżowcu i to był estetyczny koszmar, potem była piękna kamienica a teraz akademik z żółtymi ścianami i obdartym biurkiem 😞
    4 Tez wybrałam nasze liceum troche ze względu na wygląd XD
    5 Nie lubisz sukienek w kwiatki bo ja planuje sobie kupic taką - będziesz musiała to znieść 😜
    6 Zgadzam sie z nasza polonistka
    PS Zadzwoń kiedyś zołzo XD + ścielam włosy do brody

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Chaberek :D
      1. Zadzwonię, żebyś nie musiała informować mnie o swoim życiu poprzez bloga
      2. Jestem zachwycona, że jeszcze mnie czytasz
      3. Twój styl i tak zawsze będzie mi się kojarzył ze swetrami. Twój ,,swetr" zbyt się z tobą zrósł :D

      Usuń
  2. Sorry za błędy pisze z komórki

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co zdałam sobie sprawę,że jestem bardzo podobna. Zachwyca mnie idealnie ułożenie książek w pokoju, czy płyt. A odrzuca bałagan w przyprawach, albo mąka nie przesypana do pojemnika, który idealnie pasuje do szafek ;) Albo natura, architektura, piękny obraz-doznaję wielkiej przyjemności, obcując z czymś pięknym.
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam koleżankę - estetkę. Nawet kanapka musi być posmarowana masłem od brzegu do brzegu, bo inaczej jest brzydko. Czasem się z tego śmieję, ale z drugiej strony bycie estetą to całkiem przyjemna rzecz, zauważa się dużo więcej detali i drobiazgów ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozbawiła mnie ta wzmianka o szamponie. Generalnie, tak jak zauważyłaś, piękno i brzydota są bardzo względnym i subiektywnym zjawiskiem. Wyczuwam jeszcze u Ciebie przesadny perfekcjonizm. To jest dopiero istne zło i brzydota. Perfekcja jest nudna i nienaturalna.

    http://brewilokwencja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat perfekcjonizm to chyba ostatnie słowo, które mnie określa :D Chociaż fakt, że białe i skromne tło bloga może być mylące w tej kwestii. Jednak moja estetyka wyrasta właśnie z brzydoty i bycia ,,brudasem", więc raczej nie zachwycają mnie rzeczy perfekcyjne (poza greckimi budowlami). Nie jestem z ,,sekty białych biurek" :D

      Usuń
  6. Trochę się boję do tego przyznać, ale jestem na drugim roku studiów i nadal mam piórnik... :D
    A tak serio to trochę Cię rozumiem. To znaczy ja może nie jestem aż tak wielką estetką, której humor potrafi zniszczyć coś brzydkiego (nauczyłam się już choć w pewnym stopniu wyrzucać z pamięci te mniej istotne brzydkie rzeczy), ale też bardzo często podejmuję irracjonalne wybory. Na przykład mój drugi komputer kupiłam tylko dlatego, że był czerwony, a mnie bardzo podobają się laptopy z kolorową obudową... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piona, też mam laptopa z czerwoną obudową :D

      Usuń
  7. Podczas czytania tego posta cały czas miałam z tyłu głowy ,,Potęgę smaku" Herberta (notabene uwielbiam ten wiersz) :D
    Też chyba jestem estetką, chociaż na pewno nie na takim poziomie jak Ty, to zdecydowanie :) Ale na pewno jestem bardzo wrażliwa na piękno. Często się zachwycam. Morzem, lasami, górami, wzgórzami, łąkami, jeziorami (natura rzeczywiście jest bezsprzecznie piękna!), widokami z góry, wspaniałą architekturą, zwłaszcza starą (uwielbiam Gdańsk pod tym względem, bo kamienice i kościoły są nieziemskie, no i Bazylika Mariacka - zawsze, gdy obok niej przechodzę, to się zachwycam. Niesamowicie działa też na mnie Kraków, jest magiczny), obrazami, zdjęciami, grafikami, pięknymi wnętrzami, kolorami, niebem - no wszystkim, co piękne. Chociaż piękno to też rzecz bardzo subiektywna, jak napisałaś. Każdy ma swoje poczucie estetyki i coś innego do niego trafia.
    Uwielbiam również pięknie wydane książki, ostatnio zaszalałam i kupiłam sobie ,,Gniazdo" niemalże tylko dlatego, że okładka jest prześliczna i wspaniale się prezentuje na półce. Żywię nadzieję, że treść będzie równie dobra. Cóż, mam ogromną słabość do pięknych książek, niestety :D
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  8. Powiem Ci, że gdy wybierałam studia, to ani na moment mi przez myśl Kraków nie przeszedł. :D Nie chcę Cię urazić czy coś, ale dla mnie jest on po prostu stary i nie zachwyca mnie. Już prędzej Wrocław, ale o jego pięknie przekonałam się dopiero, gdy osobiście spędziłam w nim kilka dni. Niezaprzeczalnie ciągnie mnie do Warszawy - nowoczesnej, może przereklamowanej, a jednak. No a koniec końców wylądowałam w Poznaniu, który w sumie niczym poza czerwonym budynkiem UEPu się nie wyróżnia, ale lubię to miasto. :D
    Spodobała mi się bordowa część Twojej garderoby jeszcze. :D A no i z pewnością mój piórnik wprawiłby Cię w obrzydzenie - taki czarny, w srebrne kropki - generalnie była to kosmetyczka - kiedyś. :P Ale całe szczęście nie chodzisz ze mną na studia i nie musisz go oglądać. ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. O rany, wpis w 100% o mnie. :D Co do natury, również uwielbiam, ale nic tak mnie nie drażni i nie smuci jak śmieci w lesie czy nad jeziorem. Do tego stopnia, że jestem w stanie je podnieść i wyrzucić. Bo to takie oszustwo - idziesz sobie i jarasz się pięknym widokiem, a tu bach, butelka na brzegu jeziora. I szlag mnie trafia.

    Moja kumpela powiedziała kiedyś trafną rzecz.
    - Jesteś estetką?
    - Tak.
    - Znaczy, kochasz piękno?
    - Nie, znaczy, że wkurwia mnie, jak coś jest brzydkie. <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem wrażliwa na piękno, ale jeśli trzeba potrafię pokochać brzydotę. Takie przystosowanie do życia. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety akademiki są wciąż brzydkie, odrapane i szare, ale można chociaż w pokoju otoczyć się pięknymi przedmiotami, by poczuć się lepiej w takim wnętrzu. Perfekcjonizm czasem przeszkadza w codzienności, bo otacza nas i piękno, i brzydota.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kraków jest ładniejszy od warszawy. To fakt.
    I przyroda, ta nietknięta przez człowieka jest zawsze piękna. Tutaj też się zgodzę. Cała reszta, szczerze mówiąc, nie zazdroszczę. Cenię piękno, lecz nie wyobrażam sobie takiego funkcjonowania.

    OdpowiedzUsuń
  13. Skupię się na tym, co piszesz o Krakowie. Kraków jest bez dwóch zdań estetyczny. Dopóki nie pokrywa go smog. W innym wypadku, moim zdaniem, traci cały swój urok. Wtedy nawet Warszawa wydaje mi się atrakcyjniejsza, przepraszam :x
    Jestem rodowitą krakowianką z odwiecznym love-hate relationship do tego miasta. Kocham za to Gdańsk. Bezgranicznie kocham!

    OdpowiedzUsuń