poniedziałek, 13 lutego 2017

Absurdy, ilustracje i niemiecka mądrość życiowa.




To taki głupio post. Nie zapewnię wam dzisiaj skomplikowanej rozrywki intelektualnej, bo wróciłam właśnie z rekolekcji i nie czuję się na siłach. Żadnego myślenia, błagam, chociaż kilka dni. Stoję w obliczu ważnych decyzji życiowych i wcale nie chcę im w to oblicze spoglądać. Ukryje się za murem z książek i będę rzucać w nie Wojskiem afektów zarekrutowanych jak w Monachomachii. To jest książka, jakby co. Sądząc po tym, jak wyśmiewają ją Krasicki i Węgierski, niezbyt dobra. Nie mam jej niestety w swoim księgozbiorze, ale mam inne perełki, czyli...

 Najdziwniejsze książki, jakie mam w domu

Jak zapewne już wiecie, bo często i z przyjemnością o tym wspominam, mój dom przypomina trochę prywatną bibliotekę. Wychowywałam się, błądząc wśród tytułów, które jeszcze nic mi nie mówiły, w specjalnym pokoju, podobno gościnnym, tak naprawdę bibliotecznym. Był on enklawą oddaloną od reszty domu, królestwem książek. Tam mogłam spokojnie siedzieć pod regałem i czytać dzieła zakazane, ilustrowane, zbyt dorosłe albo po prostu dziwne. Dzisiaj, korzystając z rzadkiej chwili pobytu w domu ruszyłam tam znowu na przeszpiegi, powyciągać kilka książek z bezpiecznym niszy na półkach.

1. Humor ojców pustyni R. Kern
To książka, którą pamiętam z dzieciństwa, ponieważ leżała w naszej toalecie. To były jeszcze czasy, kiedy nikt nie miał internetu w telefonie (zresztą do tej pory nikt z mojej rodziny go nie ma) więc czas panowania na tronie umilało się czytaniem absurdalnych historii. Owi ojcowie pustyni to Egipcjanie, którzy po przeczytaniu przełożonej wreszcie na koptyjski Biblii postanowili zostać pustelnikami. A życie pustelnika to nie tylko nauczanie młodych tłumoków i pogoń za szarańczą (w sensie: obiadem) ale też prawdziwa kopalnia humoru. Uwielbiam te anegdotki, chociaż co niektórym mogą się wydać nieodpowiednie. To ci sami ludzie, którzy w Imieniu róży chcieli ukryć książkę o śmiechu i gorszą się na widok roześmianej młodzieży grającej w kościele na gitarach.

,,Pewien młody mnich poszedł po radę do starca:
- Abba - powiedział - niedługo minie rok, jak żyję na pustyni, i w tym czasie sześć czy siedem razy przeszła szarańcza. Wiesz, jakie to zmartwienie, ponieważ włazi ona wszędzie, nawet do jedzenia. Jak się zatem zachowujesz?
Starzec, który żył na pustyni od czterdziestu lat, odpowiedział:
- Kiedy pierwszy raz wpadł mi jeden z tych owadów do zupy, wylałem wszystko. Potem wyjmowałem owady i zjadałem zupę. Następnie jadłem już wszystko, szarańczę i zupę. Teraz, jeżeli jakiś owad próbuje wyjść z zupy, wpycham go z powrotem..."

2. Podwójny agent P. Fouquet, M. de Borde
Kilka minut zajęło mi zrozumienie, o czym właściwie jest ta książka. Wygląda bardzo naukowo i profesjonalnie, i rzeczywiście, to bardzo wnikliwe studium o obliczach alkoholu. Pisane przez francuskich, oczywiście, specjalistów. (Myślę, że to całkiem dobra fucha.) Od neolitu do dziś. A w ogóle wszystkiemu winne są gołębie!
   Pewnego razu para gołębi, lecąc nad drzewem tamarynowym upuściła kilka ziarenek ryżu w zagłębienie pnia. Po deszczu w owym zagłębieniu powstała sadzaweczka, a ptaki piły z niej i padały bezwładne na ziemię. Przechodził tamtędy myśliwy imieniem Soula, a widząc leżące zwierzęta nie wykazał się instynktem samozachowawczym i sam napił się z sadzawki. Kiedy ocknął się po trzech dniach, wziął trochę napoju i poleciał z nim do króla. Właśnie tak, według pięknej legendy powstał alkohol. A ja uśmiechnęłam się w duchu, bo piłam ostatnio piwo ryżowe i było całkiem dobre.
      Dlaczego moi niepijący rodzice maja książkę naukową o alkoholu? Zapewne to kolejny łup taty, który kolekcjonował (i czytał!) wszystkie dziwne rzeczy o człowieku i świecie.

3. Niecodziennik  ks. J. Twardowski
Uroczy zbiór anegdot z życia samego autora, ich zachłannego kolekcjonera. Ogólnie księża zbierają wszelkie opowieści z życia, żeby potem wzruszać nimi wiernych na kazaniach i między innymi dlatego lubię ich słuchać. Anegdotki to moja wielka słabość, mająca początek właśnie w tej książeczce, czytanej jeszcze za dziecka. Mogę o niej napisać właściwie to samo, co o Ojcach pustyni, tyle że tu jest mniej sucharów i humoru jak z ,,Poradnika domowego". Teraz ta książeczka jest w Krakowie, więc muszę posiłkować się tylko własną pamięcią.
    Jednak była szczególnie humanistyczna: otóż ks. Twardowski odważył się poczytać opracowania swoich wierszy i ich naukowe interpretacje. Przeraził go, co też krytycy wzniosłego wymyślają o jego poezji, jak go porównują z Homerem i analizują tropy poetyckie, więc chwycił pierwszy lepszy zbiór swoich wierszy, otworzył i przeczytał: ,,Siostra Konsolata, bo kąsa i lata". Odetchnął z ulgą.
    Ta książeczka to zapewne nabytek mojej mamy, wielkiej fanki twórczości ks. Twardowskiego.

4. Monachomachia, czyli wojna mnichów I. Krasicki
Niby normalna książka, ale czemu to jest takie wielkie i ilustrowane? I to nie byle jak, ale imponującymi, wymownymi akwarelami! Sprawia wrażenie, jakby miała to być książeczka dla dzieci, ale wątpię, aby nawet w 1985 roku ktoś czytał dzieciom do poduszki Monachomachię. No cóż, w PRL-u chyba nikt nie liczył, czy opłaca mu się wydać taką a nie inną rzecz i stąd powstawały naprawdę dziwne książki, ale też odnowiono całą polonistyczną klasykę, której nikt oprócz studentów nie czyta.
   Dlaczego moi rodzice kupili ilustrowana Monachomachię? Może do kompletu z ilustrowanymi Bajkami Krasickiego, które akurat naprawdę czytałam jako dziecko.

5.A Christmas Carol Charles Dickens
No bo przecież każda normalna rodzina ma na półce Opowieść wigilijną po angielsku, wydaną w 1895 w Berlinie! To oczywiście ironia. Nie wiem, skąd mamy tą książkę, ale jest to niemieckie wydawnictwo służące nauce języka angielskiego. Informuje o tym napis na tradycyjnie zdobionej okładce z płótna: Angielscy autorzy na użytek szkolny. Wcześniej należała do Gertrud Byrus - sądząc po pięknym, kaligraficznym podpisie i tłumaczeniach na marginesach, była dobrą i pilną uczennicą. Chociaż, biorąc pod uwagę datę i miejsce wydania, współczuję jej życia właśnie w tym kraju, właśnie w tym czasie. Pewnie by się zdziwiła, że ponad sto lat później jakaś Polka też będzie uczyła się angielskiego z tej książki.

6. Meyers Konversations - Lexikon
Wielka, niemiecka encyklopedia z 1907 roku - też obowiązkowa pozycja w każdym domu. W oprawie mniszej (na grzbiecie coś a la skóra, reszta tektura w grubym płótnie). Z pięknymi miedziorytami i mapami, a przede wszystkim - cała zapisania pismem gotyckim. Niemcy uważali wtedy gotyk, a zwłaszcza frakturę za pismo narodowe i drukowali nim ważne książki - więc każdy obywatel potrafił czytać dwa rodzaje czcionek. Ja mam z tym pewien problem, chociaż grunt to pamiętać, że jest krótkie i długie s, a jedno z nich wygląda jak f.
   Rycina z Eulen, czyli sowami, jest przezabawna. Ciekawa jest też strona z budową telefonu i kolorowe ryciny z egzotycznymi zwierzętami, osłonięte stroną z bibułki. Mapa polityczna Europy trochę mniej, kiedy Polskę znajduję tylko jako nazwę regionu.

    Nie są to wszystkie dziwne rzeczy, które wpadły mi w oko, zgubiłam gdzieś książkę o trupach, którą rajcował się Hipis, pominęłam też wszystkie książki historyczne. Myślę jednak, że nawet ta szóstka da wam pewne pojęcie o tym, w jakim domu i wśród jakich książek się wychowywałam. W moim wypadku polonistyka chyba nie do końca była wyborem, tak jak w średniowieczu synowie królów, których od dziecka wychowywano do rządzenia, nie wybierali sobie korony.


11 komentarzy:

  1. Żaden głupio - post ;)
    W moim rodzinnym domu też są tony książek muszę wybrać się na podobne poszukiwania.
    https://frankybronky.blogspot.com/

    Pozdrawiam :)
    Franky Bronky

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze chciałam mieć własną biblioteczkę! Tytuł numer dwa rzeczywiście ciekawy haha takiej koncepcji powstania alkoholu jeszcze nie słyszałam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Numer 2 całkiem całkiem haha :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten post zainspirował mnie do przejrzenia rodzinnej biblioteczki... ale mogę się założyć, że u mnie nie znajdzie się tak wyjątkowych książek!;) Masz o czym pisać, można stworzyć z tego całą serię;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że aż tyle ciekawych książek nie mamy... W każdym razie ciekawych dla szerszej publiczności, bo mnie interesują wszystkie, które wpadną w moje ręce. Ale myślę jeszcze nad postem o mitologii, której mamy wybitnie dużo.

      Usuń
  5. Ruszył mnie ten Humor ojców pustyni. W sumie nie wiem, czy bym chciała mieć taką książkę w łazience. :D Przypomniało mi się, że widziałam w Empiku książkę, zbiór anegdot wydanych właśnie po to, by je sobie czytać siedząc na klopie. Na okładce była bodajże rolka papieru t.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam czytać książki. Są wszędzie to i w łazience😂😁😀:
    "Tam" Remarque"
    " Mafia na wybrzeżu " Wòjcika i

    " Nim Morrison kròl JAszczur
    Berry Hopkinsa.
    Możemy się wymienić 😁😂😀
    zolza73.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. no ciekawe te książki :D

    Pozdrawiam i życzę wspaniałego weekendu :)
    ANRU,

    OdpowiedzUsuń
  8. Podobnie jak Twoja mama lubię czytać i kolekcjonować publikacje ks. Twardowskiego. ,,Monachomachię" czytałam, ale na razie nie mam w swoich zbiorach. Twój post natchnął mnie i przypomniałam sobie, że też mam w swoich zbiorach różne ,,dziwne" dla niektórych osób książki. Muszę je odkurzyć:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Takie odkrycia nie są bezsensowne!
    U mnie większość to książki, które sama kupiłam lub dostałam. Mam kilka książek po siostrze i tacie. Ale ich jest niewiele.
    Po rekolekcjach jakoś tak samo wychodzi, że coś trzeba przemyśleć, zmienić, przeżyć na nowo :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń